czwartek, 1 maja 2014

Ucieczka

      Wybiegam z domu. Szybko docieram do furtki - no tak przecież nie mam klucza - następna nadzieja wydostania się - brama. Zazwyczaj otwarta, dzisiaj jak na złość zakluczona. Cholera. Przecież zaraz odjeżdża mój autobus. Zdejmuję pospiesznie plecak, wyrzucam w pośpiechu książki na kostkę brukową  i są - oczywiście na samym dnie. Klucz nie pasuje do dziurki, to nie ten. Następna próba, uff. Udało się. Resztkami sił odpycham bramę i nie zamykając jej, wydostaję się z piekła. Biegnę w rozpuszczonych, nieuczesanych włosach. Nie miałam nawet czasu ich prowizorycznie związać w koński ogon. Łzy obmywają moją twarz. - Kłótnia z mamą. Kolejna. Poważna. Okropna. Dlaczego ta kobieta musi wyprowadzać mnie z równowagi zawsze przed szkołą? Jestem w liceum, muszę się skupić na tym co ludzie do mnie mówią. Nie, jej to nie obchodzi. Krzyki. Wyzwiska. Przekleństwa. Z pozoru przecież taka ułożona i szczęśliwa rodzina... ta jasne. Zaspałam tego dnia, strasznie się spieszyłam. Jak to ja. Ona zawsze ma nastrój na filozofowanie wtedy kiedy ja kompletnie nie mam ochoty jej słuchać. Nie wiem czy specjalnie wybiera takie momenty. Czy specjalnie prowokuje mnie, aby wywołać agresję? Mam takie wrażenie. Poszło o jedzenie, jak zawsze. Stwierdziła, że mam zabrać te cholerne kanapki. Uparłam się. Rzuciła we mnie jabłkiem, stwierdziła że przecież tylko to żre. Co oczywiście nie jest prawdą. Tematem sporu nie było tylko jedzenie, mamy ze sobą wiele problemów. Tak bardzo pragnę się od niej uwolnić. Od tej cholernie toksycznej relacji. Zawsze rani. Podejrzewam, że specjalnie. Zna mnie dobrze, wie co mnie zaboli, jakich argumentów należy użyć, aby przypiec mi do żywego mięsa. Wykorzystuje to w każdej kłótni. Dodatkowo nie potrafi się zamknąć. Czasami mam wrażenie, że to jej ulubiony sport. - Dobiegam na przystanek w ostatniej sekundzie, pakuję się do autobusu. Cieszę się, że zdążyłam, bo wcale nie mam blisko, około kilometra. Serce bije mi jak szalone, niczym zakochane. Wybieram miejsce z tyłu, bezpieczna przystań. Słuchawki. Muzyka. Szybko, bo nie wytrzymam. Cała się trzęsę. Wybieram mocnego rock'a, tak na odstresowanie. Pomaga, jak zawsze. Muzyka dla mnie jest ukojeniem, odpoczynkiem. Pogrążam się w marzeniach zapominając o życiu.
      Autobus podjeżdża pod szkołę. Wysiadam z uśmiechem, przecież trzeba udawać. Nałożyć maskę.
Zdecydowałyśmy z przyjaciółką nie iść na pierwszą lekcję. Poszłyśmy do bufetu, można tam spokojnie usiąść. Jednak nie byłyśmy same, dosiadł się nasz kolega, który dziwnym trafem też nie poszedł na lekcje. Zbieg okoliczności? Pewnie gdybyśmy były same, rozryczałabym się w pierwszej chwili, w której bym ją zobaczyła. Ona wie. Zazwyczaj staram się być silna, ale nie dziś... Powstrzymałam się, przy nim przecież nie wypada. Usiedliśmy  w trójkę przy stoliku. On zajął miejsce obok mnie. Przez godzinę śmialiśmy się, gadaliśmy, trochę nawet się pouczyliśmy. On jest dobrym kumplem, potrafi poprawić humor. W gronie przyjaciół, którzy cię lubią i przede wszystkim akceptują problemy pryskają jak bańki mydlane. 
       Bardzo dobrze czułam się w szkole tego dnia. Było zabawnie, odpoczęłam. Nawet sprawdzian, na który się nie nauczyłam poszedł mi nie najgorzej. Około godziny dwunastej zjadłam posłusznie i ze smakiem swoje twarde i kwaśne jabłko, którym wcześniej oberwałam. Popiłam wodą. Smakowało dobrze. Przetrwałam matematykę (jestem na rozszerzeniu) i wróciłam do domu. Na szczęście mama przyjęła taktykę "Nie odzywam się do ciebie"  co mnie bardzo ucieszyło. Zrobiłam sobie w spokoju sałatkę ze szpinakiem, suszonymi pomidorami, czarnymi oliwkami, przysmażonym indykiem i zagryzłam kromką orkiszową z miodem i sosem sojowym. Pyszności. Uwielbiam gotować. Szczególnie zdrowe jedzenie, czuję się wtedy spełniona. Później wypiłam około pół litra herbaty z mlekiem, takie zastępstwo dla kawy i oszustwo dla głodu. Nie wiem czy to dobry zabieg, takie zapijanie się herbatami, kawami, wodą. No wodą to na pewno dobry pomysł. Czujemy potem uczucie sytości, jak po dużym posiłku.
       Dziwnym trafem tego dnia nie zjadłam dużo. Zazwyczaj stres nie działa na mnie w ten sposób. Wręcz przeciwnie, gdy jestem zła, smutna, samotna - jem. Szukam pocieszenia w jedzeniu, objadam się - chociaż wiem, że szczęścia w ten sposób nie znajdę, to i tak idę wciąż tą drogą ku autodestrukcji.
Później biegałam (ostatnio kolega powiedział mi, że dobrze, że biegam, że jest ze mnie dumny), więc mam teraz większą motywację. Ponadto jest to jeden z moich ulubionych sportów. Dlaczego? Bo odstresowuje, daje siłę i szczęście. Pozwala pokochać siebie.
      Potem pisałam wypracowanie maturalne na polski. Cholerstwo jedne. Następnym krokiem miał być upragniony sen... jednakże nie był on mi dany zbyt szybko. Myśli kłębiły mi się w głowie... tyle myśli, tyle tematów na raz, tyle problemów. Jak to wszystko poukładać? Aż dziwne, że ludzki umysł potrafi  w zaledwie kilku sekundach pomyśleć o tylu innych sprawach. Odchudzanie. Jedzenie. Kłótnie. Szkoła. Przyjaciele. Chłopacy. Rodzice. Praca. PROBLEMY, PROBLEMY, PROBLEMY!  Umartwianie się, autodestrukcja.
     Czasami chcę uciec, daleko stąd. Od rodziny, od niektórych ludzi, od problemów... od własnego umysłu i myśli. Cholera.
" Le­piej nie zgub się w ciem­nościach włas­nej duszy, bo stamtąd już nie ma ucieczki. "



thinspo:
 (adriana lima)



xxx