Przedstawiam mój blog, jeśli chodzi o kolorystykę, styl itp. postawiłam raczej na dość uniwersalny i prosty. Chcę, aby zdjęcia publikowane tutaj były dobrze widoczne.
Drogie motylki czy zwykli czytelnicy, zapewne zastanawiacie się jaka jest moja historia. Otóż ona tak na prawdę dopiero się rozpoczyna. Wcześniej byłam chuda tak... byłam. Nigdy w dzieciństwie nie miałam nadwagi, moje problemy zaczęły się w 3 klasie gimnazjum, przytyłam do 63,5 kg. Czułam się strasznie. Jakby całe życie mi się zawaliło i to było takie przytłaczające. Następnie od maja do wakacji wzięłam się za siebie i w najlepszych momentach tegorocznych wakacji ważyłam nawet 53kg. Co dla mnie było mega. Pamiętam swoje urodziny wchodzę naga na wagę i z biciem serca wyczekuję tej liczby, ta "niepewność, czy przytyłam? a może schudłam? ... boże dopomóż." (tak modlę się przed każdym wejściem na wagę, pewnie to idiotyczne, ale cóż.. ) i ujrzałam tą piękną cyfrę 54 kg. nie wyobrażacie sobie jak zajebiście się czułam i jak zajebiście wyglądałam. Utrzymywałam wagę w miarę do listopada. Jeszcze pamiętam jak było ważenie u pielęgniarki bo jestem teraz w 1lo, to był październik i ważyłam wtedy 55kg i wyglądałam dobrze, pamiętam wzrok moich zazdrosnych koleżanek jak się rozebrałam i z dumą weszłam na wagę. Potem się zaczęło... co prawda moje nawyki się zmieniły i zaczęłam jeść zdrowiej i mniej niż kiedyś, ale sami wiecie jak to jest zimą i jeszcze święta. W Boże Narodzenie popłynęłam ze słodyczami. Teraz nie ma tragedii, ale niestety niebezpiecznie zbliżam się do mojej krytycznej wagi z zeszłego roku, już czuję się ze sobą paskudnie (obecnie pieprzone 59kg). Wiecie dlaczego przytyłam? Poczułam się po prostu zbyt dobrze ze sobą, nie wchodziłam na wagę i nie kontrolowałam jej przyrostu. Niby nadal nie jadłam dużo, ale stopniowo poszerzałam granice. Listopad i grudzień był najgorszy, dużo jedzenia, mało sportu i tak teraz mam co mam. Fuck. To nie było standardowe jo-jo, ja po prostu nie szanowałam osiągniętego efektu. Teraz już tego błędu nie popełnię. Kolejnym moim błędem był fakt, iż za szybko się poddałam, doszłam do tego 54kg i przestałam się już tak restrykcyjnie odchudzać, bo myślałam sobie niby jest spoko. Nie byłam jednak zadowolona, bo chciałam więcej schudnąć i się jakby poddałam na końcówce.
Więc zaczynam od nowa... może nie, że zaczynam bo cały czas się staram.Raz jest lepiej, raz gorzej. Uwielbiam sport szczególnie bieganie, rower i pływanie. Po prostu teraz chcę dojść do tego 50kg i się nie poddam. Może blogi ala pro-ana pomogą mi w tym. Zaznaczam, że nie jestem anorektyczką i nie mam takiego zamiaru (chyba... znaczy na razie), jednakże niektóre sposoby, informacje uważam za przydatne. Dodatkowo czasami mam depresję związaną z wagą dlatego mam nadzieję, że mi pomożecie. Ciekawe czy ktoś to wgl. przeczyta...
Mam też swojego tumblra (takie thinspo): http://dreamily4.tumblr.com/
Będę walczyć i nie poddam się! ZASŁUGUJĘ NA TO ŻEBY BYĆ CHUDA, PIĘKNA, SZCZĘŚLIWA I SILNA! TY TEŻ. RAZEM DAMY RADĘ.
Jeśli mogę was prosić piszcie komentarze, zaglądajcie do mnie, interesujcie cię. To pomaga. Bo osoby, które są lub czują się grube. Nie mają tylko nadwagi, ale mają też depresje.
Podsyłajcie przy komentarzach adresy waszych blogów lub innych o podobnej tematyce pro-ana albo odchudzania. Chętnie poczytam i pokomentuję. A za chwilę idę biegać na orbitreku bo za dużo dzisiaj zjadłam. Niestety. A potem nauka do nocy. Oh, marna egzystencjo.
THIN INSPIRATIONS.


